Published Apr 19, 2021. The Nick Cave song “There Is A Kingdom” in Zack Snyder's Justice League hints at Aquaman's reluctance to become the king of Atlantis. Of all the music featured in Zack Snyder’s Justice League, the Nick Cave song has the most meaning for Jason Momoa’s Aquaman. The Nick Cave and The Bad Seeds track “There Is A
On the sublime Ghosteen —the first album Nick Cave has written and recorded entirely since the death of his teenage son, Arthur, in 2015—he sorts through his grief and all the requisite stages
One more man is gone. [Verse 1] The good son walks into the field. He is a tiller, he has a tiller's hands. But deep down in his heart now. He's laid down his queer plans. Against his brother and
Breathless Nick Cave And The Bad Seeds. 7. Where the Wild Roses Grow (2011 - Remaster) Nick Cave And The Bad Seeds & Kylie Minogue. 8. Lay Me Low (2011 Remastered Version) Nick Cave And The Bad Seeds. 9. People Ain't No Good (2011 Remastered Version) E. Nick Cave And The Bad Seeds.
66. In May, BMG Rights Management will issue Lovely Creatures: The Best of Nick Cave and The Bad Seeds (1984-2014), a comprehensive overview of the band’s recorded work available in a number of different configurations. The 30-year span of this set starts with music from their debut From Her To Eternity and takes the story up to 2013’s Push
Vay Tiền Nhanh Ggads. Gliwice Wydarzenia Muzyka Opis Lokalizacja Opinie Opis Nick Cave and The Bad Seeds zagrają latem 2022 roku w Polsce aż dwa razy, dając pierwsze koncerty po czteroletniej przerwie. Artysta z zespołem pojawi się 7 sierpnia 2022 w Arenie Gliwice i 8 sierpnia 2022 w ERGO ARENIE Gdańsk / Sopot. Nick Cave and The Bad Seeds bilety na koncerty już w Cave and The Bad Seeds informacjeZałożony po rozpadzie The Birthday Party w 1982 roku zespół do tej pory wydał 17 albumów studyjnych, poczynając od „From Her To Eternity” w 1984 roku, po najnows Zwiń Czytaj więcej Jeśli wiesz że coś się zmieniło – daj nam znać Data ostatniej aktualizacji: 12:26 Oceny i recenzje Zgłoś naruszenie Nick Cave and the Bad SeedsMuzyka Data: Niedziela, | 20:00 Cena: 169,00 zł Wydarzenie obejrzało już 27 osób Rozpoczęcie wydarzenia za : W przygotowaniu Wyślij wiadomość do Organizatora Dodaj recenzję Dodaj odpowiedź do recenzji 3 Wybierz rodzaj oraz ilość biletów Wybierz rodzaj oraz ilość prezentów Dodałeś przedmiot do koszyka
We wtorek na Torwarze w Warszawie wystąpił Nick Cave and The Bad Seeds Zespół zaprezentował przekrojowy materiał - najnowszy utwór pochodzi z 2016 roku, najstarszy sięga połowy lat 80. W czasie koncertu Cave polował na reakcje fanów pod sceną Powstawały z tego nowe teksty, dedykacje i zaproszenie na scenę na bisach "Prosimy wchodzić do środka, za chwilę zacznie się koncert" - obwieszczał przed Torwarem w Warszawie młody męski głos. Posłuchaliśmy. O 19:30 byłem w środku, na ostatni moment. Wrażenie ostateczności miało dać nieoficjalny tytuł temu koncertowi. Wstęp do czegoś, co trudno będzie zapomnieć. Koncert rozpoczęło intro "Three Seasons in Wyoming" skomponowany do filmu "Wind River". Tylko światła, rozświetlające krawędzie sceny, cień instrumentów i ani jednej żywej duszy. Na jego koniec pojawił się tylko głos Nicka Cave'a. Później zobaczyliśmy go na scenie w asyście siedmioosobowego The Bad Seeds. Wykonali "Jesus Alone", pierwszy utwór ze "Skeleton Tree", ubiegłorocznego albumu, który pisał w głębokiej żałobie po stracie nastoletniego syna. Jak to jest, wykonywać takie treści co kilka dni, przed obcymi ludźmi? Z perspektywy widowni, mniej więcej połowy golden circle, odebrałem to jako wspominanie, osobiste, wsobne. Scenę wypełniały zielono-niebieskie kolory, jakby zespół zainstalowano w zapuszczonym akwarium. Gdy obrazy działały na wyobraźnię, on nawoływał refrenem utworu do spotkania z kimś, a może z nami? Jakby chciał tu i teraz doświadczyć prawdziwego kontaktu, żywych, niepohamowanych reakcji. To się udało, i to jak bardzo! Cave wielokrotnie powtarzał, że publiczność jest niesamowita. Sam nieznacznie temu pomógł, adresował teksty do nas, szukał tego kontaktu, a potem skracał ten dystans i skracał, dostając od nas aż nadto. Zaczęło się od dotknięcia ręki, potem, w "Higgs Boson Blues" prowokował fanów do sprawdzenia pulsu. Sprawdzali, śpiewali, wrzeszczeli razem z nim. Ktoś wręczył mu kwiaty, on się roześmiał i znowu wracał do widowni, znowu szukał. W końcu jakaś dziewczyna nie wytrzymała tej bliskości i zaczęła spazmatycznie krzyczeć. Tak długo i mocno, że Cave zatrzymał się nad nią i pogratulował odwagi. Zaproponował jej dedykację. Zaczęła znów krzyczeć, jakby tylko w ten sposób mogła mu podziękować. Koleżanki fanki zrobiły to samo. Krzykiem próbowały przekonać, że w niczym nie ustępują pierwszej odważnej. Artysta zrobił dopisek: "dla wszystkich krzyczących dziewczyn". Fanki odpowiedziały krzykiem zachwytu. Cave próbował włączyć w ten chór też panów, ale oni nie mieli wczoraj w sobie takiego poweru, co fanki. Nick jest jak zwierzę, on tylko czeka na takie momenty. Wtedy zmienia tekst, przepuszcza takty muzyki, wyczekuje. Karmi się reakcjami, szuka najdzikszych par oczu, bo też sam nieustannie ryzykuje. Dowodem jego ostatnia płyta i dokument pokazujący pracę nad nim. Spotkanie z jego muzyką na żywo było trzecim dowodem w sprawie szukania skrajnych emocji w sztuce, zostawianie ich w niej. On uwielbia się nimi dzielić, widać, że kocha ten rodzaj kontaktu. W dokumencie jest taka scena, kiedy koledzy proszą go, żeby zaśpiewał coś jeszcze raz. "Nie potrafię, nie wiem, jak ja to zrobiłem" - to jest sedno. Wczoraj znowu to zrobił. Poszedł w nieznane i zaśpiewał swoje utwory na nowo. Nic lepszego nam zdarzyć się nie mogło. - Opowiem wam pewną straszną historię - zaczął, a jeden fan krzyknął na cały sektor "Tupelo!". Cave pogratulował czujności i pośród huraganów, widocznych na wizualizacjach, opowiedział nam tragiczną historię tego świata. W obrazach wyginanych na wietrze drzew był jak korespondent, nadający z najstraszniejszego miejsca na Ziemi. Brzmiał jak uzależniony od adrenaliny; poszukujący kłopotów, niezmiennie mówiący o nich. Wczoraj na Torwarze Cave zagrał przekrojowy materiał. Większość kompozycji pochodzi z ostatniej płyty, najstarszy utwór, "From Her to Eternity", sięga połowy lat 80. Kiedy zagrał "Red Right Hand" Torwar zaczął mienić się smartfonami. Cave, jak surowy, ale zrównoważony ojciec, wszedł na barierkę, sięgnął wzrokiem jednego z fanów i specjalnie dla niego zmienił tekst piosenki, mieszcząc się w melodii: "zabierzemy ci ten gówniany telefon i zastąpimy innym". Nie był w tym śmiertelnie poważny jak Morrissey czy Mark Kozelek. Dla Nicka to ciągła zabawa, szukanie sposobu na zaśpiewanie piosenki na nowo. Wykorzysta każdą okazję, żeby to zrobić, z udziałem fanów, wrzeszczących z zachwytu dziewczyn, czy z tłumem ludzi bijących brawo po każdym utworze. Ten wieczór będą na długo pamiętać wszyscy. I my, i Nick, i The Bad Seeds.
Mija tydzień od koncertu Nick Cave'a & The Bad Seeds w warszawskim Torwarze, a ja wciąż z trudem zbieram i porządkuję własne myśli. Przez moją duszę przetoczył się huragan z niezliczoną ilością emocji, których wręcz nie sposób oddać na papierze. Publiczność zgromadzona w Torwarze była świadkiem niezwykłego misterium muzycznego. Przez krainy wzruszeń, kontemplacji, wściekłości, zachwytów, łez, krzyków prowadził ON. Jedyny i niepowtarzalny - Nick Cave. Ostatni z wielkich. A dla wielu przez te dwie godziny - Muzyczny Bóg otoczony perfekcyjną orkiestrą zrodzoną z złych nasion. Jego egzystencja na scenie jest uzależniona od publiczności. Nick czerpie od ludzi energię, potęguje ją w sobie i z nawiązką oddaje na poziomie cielesnym i duchowym. Nie jest to jednak relacja oparta na nadrzędności. Mur między sceną a tłumem przez cały koncert sukcesywnie pęka, aż zostaje w finale spektakularnie obalony. Sceniczny wymiar jego zachowań przybiera bardzo ludzką formę. Nick potrafi czule się uśmiechnąć, spojrzeć wyzywająco prosto w oczy, złapać za dłonie, łagodnie skarcić i przede wszystkim sytuacyjnie improwizować. To sztuka. Nie byłoby jednak tej wielkości Cave'a bez obecności jednego człowieka. Multiinstrumentalista, kompozytor - Warren Ellis. To dla niego przeniosłem się z lewej strony pod barierkami na prawą. Zdawałem sobie sprawę, że tracę niepowtarzalną szansę zakończenia koncertu na scenie, ale chciałem mieć lepszy widok na poczynania Warrena. Z całym szacunkiem dla pozostałych wspaniałych muzyków, to właśnie on był tym największym bohaterem drugoplanowym, o ile tu w ogóle o jakichkolwiek planach możemy mówić. Na każdym instrumencie (fortepian, klawisze, skrzypce, gitara) dokonywał cudownie kunsztownych operacji, a momentami wpadał w iście szamański obłęd jakby próbował wyrywać z serca skrzypiec głęboko ukrytą duszę. Przekonaliśmy się na własne oczy jak wiele on znaczy dla Nicka. W pewnym momencie Cave ot tak po prostu go uściskał i podarował kwiat z bukietu, który wcześniej dostał od publiki. A widok Warrena, który z uśmiechem na twarzy obserwuje to jak Nick zatraca się i tworzy jedną materię z publicznością - bezcenny. Zaprawdę powiadam - więź między nimi jest silna niczym węzeł gordyjski. My zaś zostaliśmy zabrani przez obu panów i ich załogę w podróż, którą wspominać będziemy po latach z wypiekami na twarzy. Początek koncertu jednakże nie zwiastował nadejścia niepowtarzalnych emocji. Nick i jego orkiestra rozpoczęli od zagrania refleksyjnych utworów: "Anthrocene", "Jesus Alone", "Magneto", czyli kompozycji z promowanego na tej trasie albumu "Skeleton Tree". Porównałbym ten wstęp z wejściem do religijnej świątyni. W takiej sytuacji zawsze wyczuwam przypływ zadumy. Czas wokół spowalnia. Wodospad myśli traci swój impet. Tak było w Warszawie. Rzekłbym, że odmówiliśmy z Nickiem wspólną modlitwę i wsiedliśmy na statek, który rozpoczął swój rejs na spokojnych wodach. Jednakże od utworu "High Boson Blues" poczuliśmy pierwsze mocniejsze fale, które uderzyły o burtę. Tętno załogi i kapitana przyspieszyło. Wybrani mogli te ostatnie wyczuć tradycyjnie dotykając ciała Nicka. Rozgrywało się to niedaleko mnie i przyznaję - ta scena robiła wrażenie. "Boom, boom, boom!" niosło się po całej hali. Napięcie wzrasta. Nicka i załogę jeszcze bardziej ze sobą spaja utwór "From Her To Eternity". Te emocje na twarzy Cave'a! Ta złość! Wspólnie wykrzyczany refren! Obłęd. Na horyzoncie zaś epicentrum sztormu, co zwie się "Tupelo". Porywająco wykonany kawałek. Znacie to uczucie przed nadejściem decydującego uderzenia sztormu? Niepokojąca martwa cisza, która w jednym momencie zostaje przytłumiona strachem, adrenaliną i wściekłością wobec bezlitosnej natury. Takie emocje towarzyszyły przy kolejnym utworze - "Jubilee Street". Zatrzymajmy się tu na moment. Całkowicie poważnie - dla mnie to był najlepszy fragment tego koncertu. Co więcej, to było jedno z najbardziej, jeśli nie najbardziej niezwykłe muzyczne doznanie, które dane mi było doświadczyć na przestrzeni tych kilku lat odkąd podróżuję po koncertach. Ta kompozycja na żywo jest wprost genialnie rozbudowana. W przyspieszonej drugiej części dzieją się takie rzeczy... Ja wpadłem w jakiś trans. Ze złością i niespotykaną pasją wraz z Nickiem wykrzykiwałem "I'm transforming I'm vibrating, I'm glowing, I'm flying, Look at me now!". Nie były one kierowane w pustkę, ale pozwólcie, że pewne rzeczy zachowam dla siebie. Odniosłem wrażenie, że przestałem być widzem, a stałem się częścią tego utworu. Egzystowałem w innej czasoprzestrzeni. Miałem wrażenie, że moje ciało zaraz eksploduje w spazmatycznym tańcu, który mnie ogarnął. Dla takich chwil warto żyć i Podróżować Muzycznie. Stara prawda powiada, że po burzy zawsze przychodzi słońce. Koncert zgodnie toczył się z tą maksymą. Otrzymaliśmy dłuższy fragment, który nieco studził emocje. A może nie tyle co studził, a przeniósł je w inny wymiar uczuciowy. Najpierw przecudowna kompozycja "The Ship Song". Dalej chóralnie odśpiewane "Into My Arms" - jedna z najpiękniejszych ballad w historii. Została zadedykowana dla dziewczyny, która swoim niesamowitym krzykiem ("screaming girl") rozbawiła Nicka. Zazdrość wstąpiła we wszystkie panie i Nick musiał skorygować dedykację. Zabawny moment, ale już sam utwór wzbudził odmienny nastrój. Ciarki. Piękne "Girl In Amber" wprawiło wręcz w muzyczny letarg, a przy "I Need You" myśli chyba większości osób kierowały się ku najbliższym osobom, które, w ten czy inny sposób, zniknęły z ich życia. Przynajmniej ja taką wędrówkę zaliczyłem. Mocne "Red Right Hands" oraz marszowe "The Mercy Seat" to niczym krótki i gwałtowny nawrót minionej burzy oraz ponownie Nick ekspresywnie biegający przed publicznością, szalejący niczym wściekły pies. Na niebie pojawia się jednak nadzieja - anioł w postaci Else Trop. Jej symboliczne towarzystwo na płachcie za zespołem i wspaniały głos puszczony z taśmy przepięknie dopełnił spokojny, wzruszający utwór "Distant Sky". Łagodnie kołyszący się okręt, jest już bliski dotarcia do portu - "Skeleton Tree" wybrzmiewa na pożegnanie zasadniczej części koncertu. Oklaskom i owacjom nie ma końca. Bisy to już zupełnie inna historia. Totalny majstersztyk. Nick Cave postanawia dokończyć dzieła i zburzyć mur między sceną a publicznością. Podczas "The Weeping Song" bez chwili zawahania i bez żadnego sygnału ostrzeżenia wskakuje w publikę, zaczyna wędrówkę i pozostałą część utworu wyśpiewuje stojąc pośród nas. Przy okazji jesteśmy już tak zahipnotyzowani, iż posłusznie wykonujemy jego każdą prośbę. Wracając na scenę, Nick zabiera za sobą kilkanaście osób, a część osób dokonuje abordażu spod barierek. Wszelkie granice się zacierają. Obserwowanie Mistrza z tego miejsca musiało być dla nich przeżyciem niezapomnianym. Lekki niedosyt czuję, że nie udało się samemu tam znaleźć, ale i tak ta końcówka oraz obserwowanie reakcji osób na scenie było doświadczeniem niezwykłym. Tym bardziej, że publiczność stała się żywą scenografią podporządkowaną Nickowi. Przy "Stagger Lee" wzmacniała żywiołowy, wściekły przekaz tego utworu. Natomiast przy finalnym "Push The Sky Away" wszyscy odpychali niebiosa, które podczas tej podróży raz przynosiły łzy, raz złość, a nieraz ukojenie. Magiczne zakończenie koncertu, który ma szansę obrosnąć legendą. PS Jakkolwiek koncert był genialny, tak Live Nation ponownie organizacyjnie trochę zawiodło. Pal licho jeszcze ochroniarzy przed wejściem, którzy wyglądali jakby dopiero co zostali zatrudnieni z ulicy i kompletnie byli niedoinformowani. Najpoważniejszy zarzut? Nieproporcjonalna wielkość strefy Golden Circle ponownie wołała o pomstę do nieba! Z relacji Podróżujących - Edyty i Dominiki - wiem, że niszczyło to odbiór koncertu tym osobom, które zakupiły zwykły bilet. Nie pomagał fakt, że tyły GC świeciły pustkami. To też najzwyczajniej musiało wyglądać słabo ze sceny. Ja rozumiem, że przestrzenie muszą zostać zachowane, ale w przypadku TAKIEGO koncertu nie powinno być żadnego podziału na płycie. PS 2 W tym miejscu pragnę serdecznie pozdrowić wspomnianą Edytę i Dominikę! Miło było się spotkać oraz umilać sobie czas rozmowami przed i po koncercie! Do zobaczenia na kolejnych muzycznych wydarzeniach! PS 3 Poniżej galeria, a na samym końcu, krótki fragment "Girl In Amber" nagrany przeze mnie. Bez problemu na YouTubie odnajdziecie zdecydowanie więcej fragmentów, do czego Was zachęcam. Trzeba jednak oddać, że ten koncert nie był festiwalem komórek - to rzadkość. Okej, tyle ode mnie. Życzę sobie i Wam więcej takich koncertów i takich relacji! Żegnam z Muzycznym Pozdrowieniem! Do usłyszenia! PM O mnie Podróże Muzyczne Podróżuję w poszukiwaniu muzycznych newsów, przypominam niezapomniane przeboje, odkrywam nowe dźwięki, rozkoszuję się w gatunkach indie, folk, rock, a nade wszystko kocham koncerty oraz festiwale! Przeczytaj również
Należący do światowej koncertowej czołówki zespół Nick Cave & The Bad Seeds już we wrześniu powracają do Wielkiej Brytanii z niezwykłymi koncertami halowymi. W ramach tej samej trasy zespół przyjedzie do Polski 24 października. W tym roku powrócili z nową trasą, dając rewelacyjne koncerty w Australii, którymi zachwycili fanów i dziennikarzy muzycznych, a następnie podbili Stany, zbierając szereg doskonałych recenzji. Zagrają 5 koncertów w Wielkiej Brytanii (24-30 września), a później przekroczą kanał La Manche, by koncertować po Europie aż do końca listopada. Podczas pierwszych od trzech lat koncertów kompozycje z Skeleton Tree oraz klasyki zespołu wywoływały gorące, pełne ekscytacji reakcje publiczności, krytyków i samego zespołu, co odnawiało głębokie relacje zespołu z ich fanami, gdziekolwiek grali. Nick Cave to przepełniony bluesem i rock/n'rollowym folklorem twórca, muzyk, kaznodzieja, piosenkarz, nauczyciel, gawędziarz i szaman pośród ostrego wiru melodii Bad Seeds. Ale konfrontacja tego co stare przekształciła się w związek z publicznością - fizyczny i emocjonalny - dotykając dłoni i serc od Sydney do Los Angeles. We wrześniu 2016 roku miała miejsce premiera 16-tego studyjnego albumu Nick Cave & The Bad Seeds 'Skeleton Tree' oraz filmu w reżyserii Andrew Dominika 'One More Time With Feeling'. 'Skeleton Tree' podbił listy na całym świecie i ze wszystkich albumów zespołu uplasował się na najwyższych pozycjach na listach zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Stanach. Podczas koncertów publiczność będzie mogła usłyszeć utwory z najnowszego albumu oraz największe przeboje grupy. 'Lovely Creatures: The Best of Nick Cave & The Bad Seeds 1984-2014' z maja tego roku został opracowany przez Nicka Cave'a i Micka Harvey'a - członka założyciela, z pomocą aktualnych muzyków Bad Seeds. Byli i obecni członkowie zespołu przewertowali ich prywatne archiwa, aby wybrać wcześniej niepublikowane zdjęcia i pamiątki, które zostały zebrane w piękną książkę w twardej oprawie, wraz z kolekcją oryginalnych esejów. W roku wypełnionym wyprzedanymi koncertami na całym świecie oraz nagrodami takimi jak GQ zaBand Of The Year czy AIM Special Catalogue Release Of The Year (za Lovely Creatures), Nick Cave & The Bad Seeds nadal nie mają sobie równych i dzielnie stawiają czoła oczekiwaniom. Skład siedmioosobowej grupy na trasie to: Nick Cave, Warren Ellis, Martyn Casey, Thomas Wydler, Jim Sclavunos, George Vjestica i Larry Mullins.
24 października na warszawskim Torwarze odbędzie się koncert Nicka Cave’a i jego zespołu, czyli Nick Cave & The Bad Seeds. W dzisiejszym artykule dowiemy się czegoś więcej na temat tego artysty oraz jego zespołu Nick Cave & the Bad Seeds. Nick Cave – historia REKLAMA Nicholas Edward Cave, bo tak brzmi pełnie imię i nazwisko tego artysty, to australijski muzyk, poeta, pisarz i aktor. Urodzony 22 września 1957 roku w Warracknabeal w Austalii. Obecnie znany jest jako wokalista zespołu Nick Cave & the Bad Seeds, ale jego historia muzyczna zaczęła się o wiele wcześniej. Założyciel i członek kapeli The Boys Next Door, później znanej jako The Birthday Party. Wspomniany zespół uległ rozwiązaniu w 1984 roku. Materiały promocyjne partnera W tym samym roku dwóch członków tego zespołu – Nick Cave oraz Mick Harvey założyło grupę Nick Cave & the Bad Seeds. Zespół istnieje już ponad 20 lat na światowej scenie i stale odnoszą komercyjne sukcesy, a ich jeden z popularniejszych utworów nosi tytuł „Where the Wild Roses Grow”. Artysta skupiał się nie tylko na muzyce, ponieważ w swojej karierze napisał również kilka książek: – Gdy oślica ujrzała anioła – Król Inkaust I i II – Śmierć Bunny’ego Munro Filmy, w których zagrał Nick Cave: – Niebo nad Berlinem – Johnny Suede – IDn4 – Baby Trouble Hole – 20 000 dni na Ziemi – Ghosts… of the Civil Dead – Rhinoceros Hunting in Budapest – Love and Other Manias: The Story of Malga Kubiak – B-MOVIE: Namiętność I dźwięk w Berlinie Zachodnim – Les beaux jours d’Aranjuez Nick Cave & the Bad Seeds To austalijski zespół powstały w roku 1984 przez frotnmana Nicka Cave’a oraz instrumentalistę Micka Harvey’a. Chwilę po tym dołączył do nich gitarzysta Blixa Bargeld. Nick Cave and The Bad Seeds powstał na gruzach poprzedniego zespołu Nicka i Micka – The Birthday Party. W zespole było wiele roszad i do tej pory tylko Nick Cave został jako jedyny. Mick Harvey odszedł po 20 latach współpracy, a Blixa Bargeld aż po 30 latach twórczej współpracy. Albumy od From Her to Eternity aż do Tender Prey były zrobione w ściśle post-punkowym brzmieniu. Z czasem ich twórczość zaczęła nabierać rockowego klimatu. W roku 1996 grupa Nick Cave and The Bad Seeds odniosła swój największy komercyjny sukces w historii. Mowa tutaj o albumie „Murder Ballads”, którego główna tematyka dotyczy morderstwa. Singiel Where the Wild Roses Grow we współpracy z popową gwiazdą Kylie Minogue odniosł ogromny sukces. Nick Cave & the Bad Seeds Warszawa koncert Nick Cave z pewnością ma wielu fanów w Polsce, którzy to będą mieli okazję podziwiać jego twórczość i muzykę już we wtorek 24 października w warszawskim Torwarze. To wydarzenie, które nie może zostać pominięte przez żadnego fana Nicka oraz jego zespołu. Koncert odbywa się w ramach europejskiej trasy koncertowej. Publiczność będzie miała możliwość po raz pierwszy w życiu usłyszeć utwory z nowego albumu Skeleton Tree oraz największe hity Nicka. Na Warszawskiej scenie zobaczymy również takie gwiazdy jak: Warren Willis, Martyn Casey, Thomas Wydler, Jim Sclavunos, Conway Savage, George Vjestic i Larry Mullins. ▸ Przeczytaj również: 10 zasad, które pozwolą wam cieszyć się zdrowym i bezpiecznym seksem!
nick cave and the bad seeds warszawa